Art Foto

Studio fotograficzne

Zdjęcia wojny, które przeszły do historii XX wieku.

Obraz wart więcej niż tysiąc słów

Istnieją takie zdjęcia, które stały się symbolem istotnych zmian, jednego wydarzenia, historii, która w danej fotografii została udokumentowana, a w kolejnych latach miała być kojarzona niemal przez wszystkie pokolenia. Wpływ jednego zdjęcia, za którym dodatkowo kryje się nietuzinkowa historia pokazuje, jak istotną rolę odgrywa fotografia i jakie emocje może wywołać wśród ludzi. Na przestrzeni dziejów takich zdjęć powstało całkiem sporo, choć dopiero komentarz w postaci krótkiego opisu jest w stanie uruchomić pewnego rodzaju proces. Nikt przypuszczalnie nie zachwyciłby się rozmazanymi fotografiami Roberta Capy z największego desantu w historii ludzkości, gdyby nie wiedział, czego dotyczą fotografie i w jakich warunkach były robione. Lądowanie w Normandii miało miejsce na początku czerwca w 1944 roku. Capa był jedynym fotografem, który zdecydował się na podjęcie ryzyka równego temu, które podejmował wówczas każdy żołnierz. Fotografował operację "Overlord", wiedząc że w każdej chwili może zginąć z rąk Niemców. Dantejskie sceny, które wówczas odgrywały się na plaży o kryptonimie "Omaha" miały mieć ogromny wpływ na samego fotografa, który mimo wszystko nie przerywał pracy. Po latach żołnierze, którzy brali udział w niezwykłej historycznej akcji, przeglądając kilka ocalałych kadrów Capy, nie mogli wyjść z podziwu, że ryzykował aż w takim stopniu i robił to tylko po to, by udokumentować ten ważny dzień. Zdjęcia są niezwykłym i jedynym w swoim rodzaju dokumentem, który pokazuje faktyczne warunki, z jakimi musieli się borykać żołnierze. Niebezpieczeństwo czyhało z każdej strony, a wielu z nich, zwłaszcza ci z desantu morskiego, nigdy nie dopłynęło nawet do brzegu. Gdyby nie zdjęcia Roberta Capy, nie mielibyśmy pojęcia, jak wyglądał 6 czerwca 1944 roku w północnej Francji.

Dragan – fizyk teoretyk z aparatem w dłoni

Kim był Capa?

Capa przez całe życie fotografował wojny, które przyciągały go jak magnes i bez których w pewnym momencie nie potrafił już funkcjonować. Uzależnienie od wysokiego poziomu adrenaliny dało się we znaki. Czekał na informację o konfliktach i wsiadał w pierwszy możliwy samolot, aby dotrzeć na miejsce dotknięte wojną w pierwszej kolejności. Funkcjonował tak przez lata i prawdopodobnie moglibyśmy zobaczyć sporo ujęć tego charyzmatycznego Węgra, gdyby nie bezsensowny wypadek w Wietnamie. Nie zginął od zabłąkanej kuli, nie zginął w potyczkach, ani w sytuacji, której mógł się spodziewać, fotografując wojnę. Śmierć przyszła niespodziewanie w zadziwiająco spokojnych okolicznościach. W 1954 roku Capa fotografował i dokumentował wojnę w Indochinach. Przechadzając się po wietnamskich terenach wraz z grupą innych ludzi, postanowił nagle odłączyć się od wszystkich i to właśnie wówczas nastąpił na minę. W taki starciu człowiek na ogół nie ma szans. Robert Capa, fotograf wojenny zmarł 25 maja 1954 roku, pozostawiając za sobą setki tysięcy zdjęć, dzięki którym ludzie mogli w końcu poznać realia wojen.